
Bal karnawałowy w przedszkolu zawsze jest wielkim wydarzeniem dla dziecka, dla rodziców utrapieniem … przynajmniej dla mnie. Długo nie był znany termin imprezy, a jak w końcu ogłosili to okazało się, że bal będzie za trzy dni. Okazało się również, że Majula już nie chce być małą syrenką, tak jak od pół roku planowała (akurat taki kostium wisi w szafie), tylko księżniczką, jak połowa dziewczynek w grupie.
Wymagania co do kreacji były jasne: długa do kostek, świecąca, kręcąca i z krótkimi rękawkami i (żebym dobrze zapamiętała) długa do kostek!
W moim kąciku “nie tylko krawieckim”, stoją m.in. pudła z różnymi rzeczami z serii “przyda się”. Właśnie tam zaczęłyśmy poszukiwania odpowiedniego materiału na przyszłą suknię balową. Ku mojemu zdziwieniu (myślałam, że już pięć razy wyrzuciłam) znalazłyśmy chustę z tradycyjnego stroju indyjskiego zw. dupatta rodem z Bollywood 😉 Znaleziona w SH przez moją siostrę, która wie, że wszystko co ma koraliki, cekinki, jest różowe i się świeci, na pewno mi się przyda.

Chusta miała rozmiar 90×290 i oprócz tego, iż wiedziałam, że się nada to nie miałam pojęcia jak się za nią zabrać. Ostatecznie wycięłam prostokąt 60×250 i uszyłam zwykłą spódnicę na gumce, zachowując ozdobne zakończenie dołu. Niestety miałam na to tylko dwa wieczory, dlatego musiałam korzystać z własnych zasobów. Nie było mowy o bieganiu po sklepach i poszukiwaniu np. odpowiedniej kolorystycznie podszewki. Spódnica jest na czerwonej podszewce, co wcale źle nie wygląda, ponieważ nadaje spódnicy koloru zbliżonego do malinowego.

Góra szyta “na oko”. Zazwyczaj w moim przypadku ta metoda rzadko się sprawdza i absolutnie nie powinnam nawet o niej pomyśleć, ale nie miałam za bardzo wyjścia i wyszło całkiem nieźle. Chusta jest sztywna i drapiąca, więc wymagała bawełnianej i najlepiej elastycznej podstawy, żeby była miła dla ciała i łatwa w ubieraniu.

No i te rękawki! Szukałam wsparcia u Bezdomnej Wioletty z Szafy i w szablonach, które mam i na tej podstawie sama stworzyłam, może nie są idealne, ale … jeju jaka jestem z siebie dumna!


Szycie sukni balowej dodatkowo utrudniała pora wieczorna. Kiedy już ogarniałam wszystko i wszystkich i siadałam do maszyny to moja modelka zasypiała. Jak tak można? Najpierw lista wymagań, a potem nawet nie ma kto przymierzyć. Wieczór przed balem zagroziłam, że jak znowu uśnie to na bal pójdzie w spodniach, najlepiej w dżinsach! Podziałało, była bardzo dzielna.


Wyjątkowo dobrze mi się szyło, mimo że czasu było mało, stres okrutny i jeszcze ciążyło mi widmo sukni z ub. roku, kiedy przerabiałam (również dla królewny) swoją sukienkę. Dzień przed balem siedziałam do czwartej rano, a przed wyjściem wypaliłam żelazkiem na środku dziurę. Takich słów jakie wtedy wyrwały się z moich ust, to moje dzieci nie słyszały nigdy wcześniej ani później. Na szczęście były mocno wystraszone samym faktem wypalenia i niespecjalnie skupiły się na mojej ….. rozpaczy.

Szyłam wtedy tiulową halkę, która w tym roku po przedłużeniu kolejną warstwą tiulu, pełniła taką sama rolę.

Trochę zaniepokoiło mnie to, że teraz mi tak łatwo poszło, żadnych dziur, siedzenia do rana i do tego wszystko idealnie leży, ale tłumaczę sobie to tym, że trening czyni mistrza i jeszcze będzie za mnie dobra krawcowa!
Kolejny mamusiny sukces: piękna Majula w zachwycającej kreacji wyglądała zachwycająco pięknie!


… a kolejny “przydaś” się przydał!