Przedszkolny konkurs na rodzinnego anioła to bardzo ważne wydarzenie, dlatego nie powinno się przygotowania pracy zostawiać na ostatnią chwilę. Niestety czas tak szybko mija, że nie wyrobiłyśmy się z Majulą wcześniej, dlatego nasz aniołek dotarł do przedszkola w ostatnim regulaminowym dniu.
Zgodnie z nim aniołka miało stworzyć dziecko wraz z rodzicami, rodzeństwem lub innym członkiem rodziny. Co trzy głowy to nie jedna, dlatego w naszej ekipie byli: Majula – projektant oraz koordynator projektu, Michałek – ciało doradcze i opiniotwórcze oraz ja mama – mrówka robotnica, człowiek z łopatą – czyli główny wykonawca. Usprawiedliwieniem mojego stanowiska był gorący klej, jako błyskawiczna metoda łączenia wszystkich elementów.
Majula stworzyła projekty naszej figurki i jedyną pewną decyzją było, że nasz aniołek miał być stojący. Najpierw podstawą miała być butelka, potem styropianowy stożek, ale ostatecznie padło na skręconą z tektury bazę. Później już tylko srebrna bibuła (szczerze mówiąc nawet nie wiem skąd takie cudo mam w domu), tiul z resztkowego kosza, styropianowa bombka z ubiegłorocznych przygotowań świątecznych dekoracji i zdobyczna włóczka na włoski.
Pierwsza propozycja na włosy nie przeszła, była za bardzo roztrzepana 😉
Dopiero następna włóczkowa wersja została zatwierdzona. Włosy powstały na podstawie genialnego tutoriala znalezionego w czeluściach internetu, z tym że ja je po prostu przykleiłam, najpierw tam gdzie w instrukcji jest szew maszynowy, a potem bezpośrednio do głowy. Ale i tak uważam, że przeszycie tego na maszynie to rewelacyjny pomysł i przy następnej okazji na pewno go wykorzystam.
W międzyczasie kontrolowałyśmy postęp wykluwania się, podrzuconego przez św. Mikołaja, kukułczego jaja, choć tak naprawdę było to jajo dinozaura, które po 48 godzinach wyglądało tak:
A po następnych 24 tak:
Do pomocy przy tworzeniu figurki aniołka, użyty został ciężki sprzęt, bez którego ta trudna misja na pewno nie powiodła by się 😉
Na etapie skrzydeł przypomniałam sobie, jak moja mama robiła mi anielskie skrzydełka do przedszkola i tą samą metodą zrobiłyśmy takie malutkie. Zanim jednak sięgnęłyśmy po bibułę, Majula uparła się, żeby skrzydła były z piór. Na szczęście już na samym początku miała dość, bo nie mogła okiełznać latających wszędzie piórek.
Kompromisem były piórka na skrzydełkach i jako aureolka, odprute z tej zabójczej haleczki 😀 Nie wyjęłam jej z własnej szafy, tylko dostałam od siostry, która właśnie dla tych piórek wygrzebała ją w sh.
Widziałam kiedyś takich małych kolędników zrobionych z tekturowej rurki po papierze toaletowym, którzy trzymali malusie karteczki z nutkami. Bardzo mi się to spodobało, dlatego podrzuciłam Majuli pomysł na to co będzie trzymał nasz aniołek w swoich papierowych łapkach. Pomysł został zaakceptowany, ale był mój, więc (chyba za karę, że się za bardzo wtrącam) musiałam pół nocy siedzieć, rysować pięciolinie na papierze do pieczenia i pisać nutki kolędy “Bóg się rodzi”.
Michałek po zakończeniu każdego kolejnego etapu, pytany o opinię grzecznie podnosił dwa kciuki, natomiast Majula musi popracować nad motywacją swoich pracowników. Mimo tego iż mówiła, że nasz anioł jest najpiękniejszy na świecie, to zaraz po tym dodawała “Natan i tak wygra”.
Prac było tak dużo, że podzielono je na przestrzenne i z masy plastycznej. W kategorii prac przestrzennych oczywiście wygrał Natan 🙂
Majuli troszkę było smutno, ale po pierwsze spodziewała się tego, a po drugie …. drugie miejsce, nawet jedno z trzech drugich, to bardzo dobre miejsce 🙂